Gospodarka wojenna XX wiek
PIASTOWIE, CHRZEST POLSKI I POCZ�TKI PA�STWA POLSKIEGO
Historia Polski i Brazylii
Polub nas na Facebook'u
ekiosk.pl

Mówią Wieki 3/2024

tylko
8.50 zł

DOSTʘPNE NA:
Win, iPad, Android

pobierz obrazy

Artur Wodzyński

W odwrocie i walce. Codzienność żołnierzy polskich

Autor książki „W odwrocie i walce. Codzienność żołnierzy polskich podczas kampanii 1939 roku” jest kolejną osobą po Robercie Michulcu („Ku wrześniowi 1939”), która skoncentrowała się na dekonstrukcji dotychczasowych wyobrażeń o wojnie niemiecko-polskiej 1939 – błędnie utożsamianej z samym tylko Wrześniem. Artur Wodzyński podjął się równie kontrowersyjnego zadania – ukazania rzeczywistości 36 dni beznadziei walk najpierw z jednym, a potem dwoma agresorami.


Opis:

Ciężki to był cel, choć na plus zasługuje szerokie wykorzystanie polskiej spuścizny wspomnieniowej. Ta rozszerzona wersja pracy magisterskiej wykorzystała szeroko dostępne materiały źródłowe w postaci relacji, pamiętników i wspomnień. To one zapewniały obraz „całkowicie lub częściowo sprzeczny z obecnym stanem wiedzy”. Jedenaście rozdziałów książki opiera się na konstrukcji przedmiotowej. Pierwszy rozdział „Wojsko Polskie” miał charakter wstępnego zarysowania charakteru polskich struktur wojskowych, opierających się na żołnierzach zawodowych, rekrutach powołanych w ramach kolejnych mobilizacji 1939 r. oraz ochotnikach. Wodzyński poszedł dalej bo dokonał prezentacji różnic hierarchicznych, narodowościowych, społecznych, zawodowych, wiekowych czy w edukacji żołnierzy WP. Na kartach książki pojawiły się „kompanie szlacheckie”, tworzone z biedoty zaściankowej, której polskie korzenie pragnęły wyeksponować władze II RP, mimo częstokroć udanego zruszczenia. Zaskoczeniem może wydawać opisanie „wszelkiego rodzaju przestępców od złodziei kieszonkowych po włamywaczy”, którzy jednak bywali „wzorowymi żołnierzami, gdy bateria ich potrzebowała”. Zasygnalizowany został los żołnierzy niepewnych politycznie – tych co komunizowali przed wojną, czy napiętnowanych jak podchorąży Dzierżyński (krewny niezłomnego czekisty) z Nowogródzkiej Brygady Kawalerii. Dowiadujemy się o przywiązywaniu znaczenia do tężyzny fizycznej, zewnętrznej prezencji polskich żołnierzy, w tym stosunku do fryzur i zarostu. Szczególnie ciekawie brzmią akapity poświęcone Niemcom i Żydom w WP, choć zabrakło wspomnienia, że ta ostatnia nacja jako jedyna z mniejszości posiadała dwóch generałów. Równie interesująco została rozwinięta skrótowo kwestia oficerów kontraktowych służących w WP zgodnie z wymogami racji prometejskiej.

W „Środkach walki” autor opisał typy nakryć głowy, obuwia, oporządzenia, umundurowania, uzbrojenia polskich żołnierzy, w tym przeklinanych onucy, faktycznie ukazujących słabość i biedę armii, której nie było stać na buty z cholewami dla piechurów. W tej materii szczególnie dawały się we znaki niedopasowane buty – zwłaszcza twarde krótkie trzewiki z pogrubioną zelówką. Krytyczne słowa wobec do polskiej broni zespołowej są wyłomem w dotychczasowym hagiograficznego stosunku wobec licencyjnych i rodzimych konstrukcji strzeleckich. Erkaem systemu Browning wz. 28 miał kilkakrotnie niższą szybkostrzelność od niemieckiego MG-34 przez co polscy piechurzy byli zasypywanie 3-4-krotnie większą liczbą wystrzeliwanych nabojów przez wroga – i nikt w Departamencie Piechoty nie wyciągnął wniosków z wojny pozycyjnej. Z tych samych powodów Polacy zdecydowali o produkcji parcianych taśm amunicyjnych do cekaemów zamiast odpowiedników o ogniwach blaszanych, które nie kurczyły się i nie skracały na deszczu (s. 86). Wodzyński odniósł się też do legendy chybionego „Urugwaja”, który nie odegrał żadnej roli w walce z czołgami niemieckimi w 1939 r. Potwierdził to brak zainteresowania zwycięzców tym typem broni (dlatego część z nich znalazła się w czasie „wojny zimowej” w Finlandii), mimo, że na przykład Niemcy masowo produkowali pistolety automatyczne Vis. Za najfatalniejszy element wyposażenia autor uznał niewygodny tornister, częstokroć najszybciej porzucany przez żołnierzy. Jednak co gorsza Polacy pozostawiali też broń i amunicję – tę szczególnie często odkrywają wykrywacze metali, zadające kłam obronie do „ostatniego naboju”.

„Przemarsze” wyeksponowały ustawiczny odwrót WP podczas prób znalezienia dogodnych miejsc do obrony – taktyki nieskutecznej w konfrontacji z Blitzkriegem. Wodzyński poświęcił też miejsce taborom – rodzajowi wojsk całkowicie niedocenionemu i „traktowanemu po macoszemu” w WP, co zemściło się na Polakach podczas dyslokacji. Autor wspominał o „chłopskich furmankach” (s. 98), które nijak się miały do specjalistycznych wozów taborowych jakie posiadał Wehrmacht, opierający w 80 proc. na trakcji konnej, mimo sukcesów Panzerwaffe. Omówione odwroty WP, przeprowadzane nocą i przez lasy spowodowały dodatkowo dezorganizację polskich szyków na równi z brakiem „sprężystej służby regulacji ruchu” (s. 103) czy rozbudowanej i skutecznej żandarmerii. Zaskoczeniem dla czytelnika może okazać się informacja o powszechnym braku map i kierowaniu bardziej na wyczucie czy harcerskie metody z mchem na korze drzew niż w oparciu topograficzne plany rodem z WIGu – choć niektóre wspomnienia sugerowały, ze WP była przygotowywana raczej do ataku na Niemcy, posiadając nadkomplety map terytorium Niemiec (sic!). Autor odważył się też na wspomnienie o stosowaniu przez Polaków taktyki „spalonej ziemi” w Wielkopolsce i na Kujawach. Celną uwagą okazało się zwrócenie uwagi na przedwojenną obsesję tajemnicy wojskowej i manię kryptonimów (s. 106), które skutecznie spotęgował bezwład łączności, opierającej się na archaicznych juzach i rezygnacji z łączności radiowej po zdekonspirowaniu jedynego systemu szyfrowego – Niemcy pracowali oczywiście na Enigmie.

W ten sposób przechodzimy do części pod tytułem „Postoje”, w którym dowiedzieć się można między innymi o znaczeniu poczty polowej, która jednak praktycznie nie działała. Równie ważna okazywała się rozmowa, nawiązująca nic porozumienia i braterstwa między żołnierzami. Te prawie socjologiczne spostrzeżenia autora uzupełniają wiedzę o stanie ducha WP w 1939 r. na najniższym poziomie – na równi z uwagami o wykonywaniu muzyki, karciarstwie, chorobach, utrzymywaniu higieny, czy spożywaniu alkoholu (m. in. o oblewaniu „na smutno” upadku Warszawy – s. 149). Ten sam charakter posiada „Aprowizacja” – rozwijająca temat wyżywienia – opierającego na zupach, kaszach i gulaszach, przy ustawicznych brakach chleba – na co zwracali uwagę nawet generałowie. Tu też autor poruszył po raz pierwszy kwestię szabru i rabunku wojennego przez żołnierzy WP w 1939 r. Tymczasem rozdział „Religijność na froncie” ledwie wspomniał o innowiercach, ale nie rozwinął tematu służby kapłanów innych wyznań w warunkach polowych, mówiąc jedynie o duszpasterstwie katolickim. A przecież 30 proc. żołnierzy WP było innych wyznań. W tym rozdziale autor wspomniał o roli spowiedzi, ostatniej posługi, ale też o ceremoniale przysięgi czy nawróceniu się marksisty kaprala Kłaputa pod ostrzałem.

Część „Kontakty z ludnością cywilną” powieliła stereotypy o powszechnym występowaniu niemieckiej dywersji – jakby autor zapomniał o całkowitym zastraszeniu przed wojną Polaków niemieckiego pochodzenia (szczególnie po marcu 1939 r.), czego dowodem są zapisy i relacje oficerów Samodzielnych Referatów Informacyjnych. Mrożą w krew żyłach informacje o ewakuacji mężczyzn pochodzenia niemieckiego w konwojach na wschód Polski, co wiązało się z brutalnością ich strażników (s. 210) – a opisy przypominają niektóre sceny z niemieckiego filmu propagandowego „Heimkehr” (Powrót do ojczyzny). Tu też została szerzej przedstawiona problematyka szabru oraz „zainteresowanie płcią przeciwną”.

Stosunek „Wobec nieprzyjaciela” to kolejne zaskoczenie dla znawców tematu, ukazując błędne wyobrażenia Polaków w stosunku do wrogów z zachodu i wschodu przy rozbuchanej propagandzie „silni, zwarci, gotowi”. Niestety hasła nie pomogły w walce z nawałą nieprzyjacielskich czołgów i tankietek, które nie były z dykty oraz dawały sobie radę z polskimi bezdrożami, na które tak liczył Sztab Główny WP. W bezpośredniej konfrontacji jedyną słabością wroga okazywała się walka wręcz. Niemcy byli szkoleni w ostrzeliwaniu się (czego dowodem wspomniana wyżej wielokrotna przewaga niemieckiej kompanii piechoty w liczbie wystrzeliwanych pocisków na minutę), eliminującym skuteczniej przeciwnika od machania bagnetem czy szablą. Choć oczywiście pojawiały się lokalne sukcesy, jak pod Mużyłowicami (Sądową Wisznią). Nie wspomniana przez autora polska Panzerpanik, powinna znaleźć obok opisów skuteczności Luftwaffe, dominującej nad niebem Polski w 1939 roku – od 17 września u boku sojuszniczych Wojenno-Wozdusznych Sił ZSRS. Jednak bardziej przejmujące okazało się przywołanie uległości, a nawet przymilania polskich jeńców do zwycięzców – czego jednym z pierwszych przykładów był nie przywołany na kartach książki pułkownik Berling. Krańcowo inaczej brzmiały przykłady okrucieństwa polskich żołnierzy wobec niemieckich jeńców i cywilów (s. 237). Obok tego autor wymienił formy polskich zdobyczy wojennych na wrogu – od kiełbasy i chleba po 155 mm haubice i armaty przeciwlotnicze, słynne „acht coma acht”.

Przeanalizowanie „Morale i postaw” dało interesujący przekrój zachowań od optymistycznych planów okupacji Niemiec i wkroczenia do Berlina po bezdenną rozpacz oraz rejteradę z pola walki – np. wspominanego na kartach „W odwrocie i walce” gen. Dąb-Biernackiego, przy czym nie pojawiła się informacja o jego ówczesnym przebraniu się w damską sukienkę podczas ucieczki. Podobnie autor zauważał w przekazach z 1939 r. inne ciemne, ale też i jasne karty korpusu oficerskiego WP. Kolejny raz została zasygnalizowana szczupłość żandarmerii, której na dodatek zawsze brakowało na zapleczu. Na nowo zabrzmiały słowa o praktycznym braku polskiego lotnictwa oraz broni pancernej – przy dwóch brygadach zmotoryzowanych oraz nielicznych czołgach oraz tankietkach w konfrontacji z setkami Panzerów i tysiącami Tanków. Sukcesy niemieckie wywołały szpiegomanię przy wspominanej rozdmuchanej tajemnicy wojskowej, co było też typowe podczas Blitzkriegu we Francji (tam w szczególności do księży i zakonnic). Autor nie zapomniał napisać o polskiej odwadze i odporności psychicznej obok znerwicowania, czy wręcz „ucieczce od odpowiedzialności” niektórych dowódców.

Autor w rozdziale „Specyficzne formy walki” przywołał dużą liczbę sposobów improwizowania na polu bitwy – choć niektóre mogą wydawać niedorzeczne, jak chociażby ten o pomysłowym poruczniku, co „upolował czołgi, rozsypawszy na ich drodze proch, który następnie podpalił” (s. 315). A utożsamianie polskiej inicjatywy z premierowym wykorzystaniem butelek z benzyną jest błędne, gdyż wcześniej były używane w Abisynii i Hiszpanii od 1935-1936 r. oczywiście jeszcze nie pod nazwą koktajli Mołotowa. W ostatnim rozdziale „Koniec kampanii” autor wyeksponował informacje o izolowanych punktach oporu i scenach kapitulacji a nawet dezercji. Chyba najgorsze wrażenie można odnieść ze zdjęcia przedstawiającego rozbrojonych ułanów bezradnie zdążających konno do niemieckiej niewoli.

Redakcja merytoryczna książka przepuściła błędy, dotyczące faktów i terminologii. Autor często używał w odniesieniu do najniższego stopnia wojskowego przedwojennej WP – „szeregowego” wprowadzonego w okresie jaruzelszczyzny – gdy zamiast przyjętego w tradycji szeregowca (od s. 15). Podobnie niefortunne było wspominanie jedynie baterii artylerii, autor zapominał dodać, że każda z nich należała organicznie do pułku artylerii (poza bateriami artylerii przeciwlotniczymi). Jako typowa niefrasobliwość pobrzmiewa na kartach powszechnie nadużywany anglicyzm „nazizm” zastępujący poprawny „narodowy socjalizm” czy „Kwatera Główna” Brygady zamiast swojskiego sztabu. Niekonsekwentnie autor raz używa akronimu ZSRR, gdy w innym, miejscu posługuje się określeniem Sowieci. Pododdziały są pisane z dużej litery, choć to przysługuje jednostkom od brygady wzwyż. „Czarne diabły” Maczka to 10. Brygada Kawalerii, którą mimo trakcji motorowej nie wyróżniało w nazwie słowo „Zmotoryzowana”. Podobnie na uzbrojeniu WP nie było działek przeciwpancernych i przeciwlotniczych tylko armaty o takim przeznaczeniu (s. 88).

Autor powinien za 2-3 lat przygotować nowe poszerzone wydanie, co będzie możliwe po (obecnie niewykonalnej z powodu remontu tej instytucji) kwerendzie w Centralnym Archiwum Wojskowym oraz wykorzystaniu relacji z Archiwum Hoovera oraz przejrzeniu regionalnych periodyków (a może nawet i szerszym spojrzeniu na prasę, szczególnie lokalną), które są kopalnią relacji o czasach kampanii 1939 roku. Staranniejsze operowanie terminologią pozwoli przezwyciężyć braki obecnej edycji. Wówczas praca Wodzyńskiego stanie się istną kopalnią wiedzy o wojnie Polski z Niemcami i Sowietami – dziełem przełomowym. Później przyjdzie czas na przeanalizowanie źródeł obcych – sąsiadów, wrogów i sprzymierzeńców na temat Wojska Polskiego. Wtedy dzięki temu uzyskamy pełen obraz tego tragicznego epizodu ojczystej historii.

Hubert Kuberski


dodano: 2014-07-20


Kalendarium

28 marca 845: Wikingowie złupili Paryż.

Bieżący numer

15 marzec 2024
nr 3 (776)

Prenumerata  | Reklama  | Kontakt

Zamknij X

Błąd wczytywania.

Zamknij X